sobota, 8 grudnia 2012

001 - Chemia to dla mnie katorga

Ivy

Siedziałam na siedzeniu autobusowym, przed sobą widziałam poplamiony materiał, ketchup? Jest jakoś dziwnie spokojnie, nie mam pojęcia co stało się z Lupe. Chyba dzisiaj nie przyjdzie, zwykle jeździ tym samym autobusem, co ja. Ziewnęłam. Poprzedniej nocy niezbyt dobrze się wyspałam, wróciłam do domu około drugiej nad ranem. Wyjrzałam przez okno, by zobaczyć ile jeszcze czasu do mojego przystanku. To już ten! Wstałam i szybko wysiadłam, prawie bym go przegapiła. Przeszłam przez ulicę i ruszyłam ku szkole. Gdy już weszłam, zerknęłam kontem oka na duży, okrągły, pospolity zegarek szkolny - 7:58. Akurat zdejmę kurtkę, nie mam ochoty nawet na zmienienie butów. A zresztą moje kapcie szkolne już są trochę zniszczone, podeszwa odpada. Nie wiem, jak ja to robię? Dopiero dwa miesiące minęły od wakacji. Rozejrzałam się naokoło. Obok swojej szafki stał Jeydon. Udając, że go nie zauważam ruszyłam po schodach na górny hol. Zadzwonił dzwonek. Powolnie weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce od okna. Z niechęcią wyjęłam książki i rzuciłam na ławkę. Spojrzałam na puste miejsce obok siebie, Lupe rzeczywiście nie było. Surykatka - nauczycielka od chemii, jest strasznie wysoka - zaczęła tłumaczyć bezsensownie temat. Nie miałam zamiaru słuchać i tak nie zrozumiem zbyt wiele, chemia to dla mnie katorga. Nawet nie otworzyłam zeszytu, żeby zapisać notatkę. Najlepiej zaszyłabym się w sowim pokoju i poszłabym spać. Rozejrzałam się po klasie i zauważyłam, że Annalyne spogląda w moją stronę. A może raczej mierzy mnie tym swoim pełnym pogardy i nienawiści wzrokiem... Spojrzałam jej w oczy wyzywająco. Ona tylko podniosła brew, jakby w odpowiedzi i odwróciła się. Tej to zawsze coś nie odpowiada, jej hobby to dręczenie ludzi. Te rozmyślania, przerwał mi głos surykatki:
- Ivy, podejdź, proszę do tablicy. 
Przez chwilę zastanawiałam się czy to do mnie, ale gdy zobaczyłam ten znajomy mi już, ponaglający wzrok, ocknęłam się. Podeszłam do tablicy nie wiedząc naprawdę, co mam zrobić. I stałam tak przez moment, jak słup. 
- Zadanie ósme, strona sześćdziesiąta siódma... - powiedziała, podając mi podręcznik. 
Napisałam numer zadania prawie już niepiszącym markerem i stałam tak przez moment jak wryta, nie znając rozwiązania. Zadzwonił dzwonek, w pewnym sensie mnie uratował od jedynki, albo uwagi, ale szczerze mówiąc miałam to gdzieś. Nigdy nie przejmowałam się zbytnio nauką, a ostatnimi czasy jeszcze bardziej się w niej opuściłam. Cóż, zdać - zdam. 
Dalsze lekcje minęły nadzwyczaj spokojnie. Zarzuciłam tor na ramię wyjmując smartfona z kieszeni szarych rurek. Wybrałam kontakt "Lupe < 3". Włącza się sekretarka...
- Hej, tu Ivy. Oddzwoń jak to odsłuchasz. 
Rozłączyłam się i spojrzałam na zegarek na wyświetlaczu. Za trzy minuty powinien być autobus. O! Wreszcie jest. Wsiadłam, pokazałam miesięczny i na tylnych siedzeniach zauważyłam... Lupe i Chaza. Znowu przez tego dupka zerwała się z lekcji. Yh... niedobrze mi się robi na sam jego widok. Jak ona może być z tym idiotą, nigdy tego nie rozumiałam. Podeszłam do nich, siadając obok Lupe. 
- No hej, ładnie to tak nie przychodzić do szkoły, kiedy ja się tam męczę i jeszcze nie odbierać telefonów? - spytałam jakby z wyrzutem. 
- Ivy... cześć. - wstała i przywitałyśmy się buziaczkiem w policzek. - Dzwoniłaś do mnie? Pewnie rozładowała mi się komórka. 
- Mogłaś uprzedzić, że nie przyjdziesz, myślałam, że jesteś chora albo coś. A ty po prostu jesteś - spojrzałam się z pogardą na siedzącego obok Chaza - z nim.
- Też cieszę się, że cię widzę.  - powiedział z ironią w głosie i złośliwym uśmieszkiem, dotąd milczący Chaz. 
Lupe przewróciła oczami i poklepała miejsce obok siebie. Usiadłam więc obok niej
- A więc, gdzie byliście? - spytałam średnio tym zainteresowana z uwagi na siedzącego dwa siedzenia ode mnie Chaza
- Było się tu i tam. To chyba nie twoja sprawa, prawda? - wtrącił się chłopak. 
Spojrzałam na niego ze znudzeniem. 
- Możesz przestać?
- Ale co?
- To nie twój przystanek? Chyba powinieneś tutaj wysiadać. Wysiądź już, bo nie chcę dłużej oglądać twojej mordki. - uśmiechnęłam się złośliwie. 
- Wybieram się do mojej dziewczyny. - musnął wargami usta Lupe. 
Spojrzałam się na Chaza z obrzydzeniem
- Błagam, rzuć tego palanta. Co ty w nim widzisz? 
- A co ty widziałaś w Eytanie? 
- Nie przypominaj mi o nim, dobra? To było zupełnie co innego. - Eytan to mój były chłopak, naprawdę coś do niego czułam, zależało mi na nim. Póki nie zauważyłam go z inną. Katherine - moja "wierna" przyjaciółka. Przeżyłam to rozstanie strasznie ciężko, nie dość, że straciłam chłopaka to jeszcze najlepszą przyjaciółkę, której tak ufałam. Teraz nie mówimy sobie nawet "cześć". 
- Nie chciałbym przerywać tej, jakże ciekawej dyskusji... ale to nasz przystanek. Żegnam. - znowu ten arogancki uśmieszek. Yhh... nie zniosę tego dłużej. 
- Cześć, Lupe. Zadzwoń jakoś później. - uśmiechnęłam się. 
- Jasne, pa. - uśmiechnęła się i wyszli. 
Jak ja go nie lubię, to skończony kretyn! Jestem pewna, że nie jest do końca szczery wobec Lupe. Nie zdziwiłabym się gdyby się okazało, że ją zdradza. Po nim można się spodziewać dosłownie wszystkiego. Z jednej strony chcę, żeby się w końcu rozstali, ale z drugiej... to moja przyjaciółka - staram się jakoś zaakceptować ich związek, choć to wcale nie jest łatwe.    

  

Wiem, że rozdział nie jest jakiś powalający i jestem tego świadoma. Proszę o to by każdy, kto przeczyta rozdział skomentował pod spodem i wyraził swoją opinię. Chciałabym znać wasze zdanie na temat mojego pisania.  

5 komentarzy:

  1. Moim zdaniem jest świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze...Nie lubię ludzi krytykować, ale moim zdaniem jest po prostu ok.
    Nie ma zbyt oryginalnych bohaterów, fabuły na razie nie znam, bo na podstawie jednego rozdziału cięzko cokolwiek więcej o tym powiedzieć.
    Kanon tekstu mi się nie klei. Używasz mnóstwa neologizmów, pamiętaj, żebyś nie przesadziła, bo wtedy spójnośc i gramatyczność tekstu przestaje być aż tak widoczna.
    Gratuluję ci przede wszystkim braku błędów ortograficznych. Przeczytałam całość dosyć uważnie i nie zauważyłam żadnych.
    Sama nie piszę bloga, miałam kiedyś jeden dawno temu (deidara-diary.blog.onet.pl) ale przestałam pisać. Z powodu braku czasu, chęci i komentarzy przyjaciółek, których nie stać było na słowo krytyki. Wierz mi - czasami pomaga. Zmieniając coś i poprawiając błędy dużo się uczymy pisania, więc życzę Ci tego samego.
    Cóż. Rozpisałam się. Zapewne o kilka słów za dużo. Mam tylko nadzieję, że Cię w żaden sposób nie uraziłam. Pisz dalej, będę wpadać i czytać. C:
    Jeśli chciałabyś porozmawiać lub zaskarżyć moją soczystą wypowiedź zapraszam pod numer GG: 44956904.
    Ja nie gryzę.
    Tylko połykam w całości :p
    Pozdrawiam, Night

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie uraziłaś mnie :) O to mi właśnie chodziło - o szczerość w opiniach.

      Usuń
    2. Polecam się C:
      /btw.zapraszam do darmowego chatu

      Usuń
  3. Super podobało mi się
    Ładnego jezyka używasz aż chce się czytać
    Na pewno wrócę po kolejna porcje doznań :)

    OdpowiedzUsuń